02.07.2009 :: 09:48 | Link | Wypowiedziały się już (1)osoby

Przedszkole się skończyło, Gabrysia odebrała dyplom.
Od września wraca znowu do maluchów :) Teraz już pewnie bez problemów, bo jak przypominam sobie początki, to wszystkim było ciężko. Teraz potrafi obudzić się o 4 nad ranem i chce już iść do przedszkola.
Musimy się pochwalić, z pomocą babci, która nas zmobilizowała i podjęła pierwszą próbę udało nam się odzwyczaić Gabrysie od spania w nocy w pieluszce. Nie ukrywam, że wiąże się to ze wstawaniem w nocy do niej, ale jak na razie od tygodnia udaje się przesypiać "na sucho".
Rodzice
06.07.2009 :: 00:00 | Link | Wypowiedziały się już (3)osoby

Na każdym kroku musimy się pilnować, my - rodzice Gabrysi, chwila nieuwagi i leżymy. Wracamy do domu, opowiadam jakąś historię Gosi, w pewnym momencie myśli mi gdzieś uciekły i zawiesiłem się na słowie "do" :"... i wtedy poszliśmy do..., do..., do...", Gabrysia bezbłędnie mnie wypunktowała, kończąc moje zdanie :"re, mi, fa, sol, la..."
Tata
Teraz tak na szybko, jutro wieczorem opis wyjazdu na ślub i wesele do naszego przyjaciela do Krakowa, oj działo się. Będzie co opisywać.
10.07.2009 :: 21:05 | Link | Wypowiedziały się już (1)osoby

W piątek pojechaliśmy do Krakowa, na ślub do naszego przyjaciela. Podróż minęła spokojnie. W Krakowie byliśmy przed 19. Szybkie rozpakowanie auta, rozlokowanie się w apartamencie w starej kamienicy (mnóstwo luster w środku, Gabrysia była zachwycona) i wybraliśmy się coś zjeść na rynek. Po drodze Gabrysia zaliczyła podtopienie jednego buta w kałuży. Musieliśmy wracać do mieszkania, dziadkowie poszli dalej rozglądać się za lokalem z jakimś dobrym jedzeniem. Kiedy już znaleźliśmy dobre jedzenie i rozlokowaliśmy się Gabrysię zaczęło interesować otoczenie. A to Hindusi, mówiący po angielsku (Gabrysia koniecznie chciała wiedzieć co mówią i zagadywała ich pojedynczymi słówkami), a to grupa breakdansowa wywijająca na rynku (koniecznie musiała wrzucić im osobiście złotówkę), a to młodzi ludzie żonglujący pochodniami. Jakoś w końcu udało się zjeść kolację i jeszcze troszkę buszując po uliczkach wróciliśmy do naszego "hotelu" po 23. Mała usnęła szybko, reszta też w miarę. Ja oglądając jakąś włosko-pakistańsko-portugalską stację czekałem do 2 w nocy, żeby wysadzić małą, udało się (następnego dnia nie było już tak dobrze, ale wpadki się zdarzają).
Ranek minęło nam na prasowaniu-bieganiu po Krakowie w poszukiwaniu taśmy klejącej, kartki i bankomatu (ale za to spotkałem Pana młodego na 3h przed ślubem w Galerii Krakowskiej).
Na sam ślub dotarliśmy z dobre pół godziny przed czasem, upał był niesamowity, pooglądaliśmy piękny kościół na Skałce. O samej ceremonii nie będziemy pisać, w dwóch słowach było pięknie. Warto wspomnieć tylko, że pan fotograf (zresztą jeden z Gosi ulubionych polskich fotografów ślubnych - szczerze polecamy Adama Trzcionkę :)) polował na Gabrysi miny w kościele... (mamy nadzieję, że coś uda nam się od Niego wyciągnąć) .
Po ceremonii życzenia - Gabrysia po uroczystym ucałowaniu państwa młodych poszła biegać na trawce, oczywiście znalazł się młody kawaler do pary i razem zbierali kwiatki i robili z nich bukiety. Latali, tańczyli, skakali, aż w końcu powiedział do Gabrysi Ty to jesteś chyba w gorącej wodzie kąpana czym wzbudził salwę śmiechu.
Później wróciliśmy do "hotelu" przebrać się. Mała poszła z dziadkami oglądać obiecanego i wyczekanego SMOKA WAWELSKIEGO, a my pojechaliśmy na super wesele.
Następnego dnia po południu w domu rodziców panny młodej odbył się piknik.
Gabrysia była zachwycona, szczególnie kiedy okazało się, że jest też tam dwóch chłopców, większy - Wojtek, który uciekał przed Nią strasznie, czym wzbudzali zainteresowanie gości, szczególnie młodzieży dopingującej Gabrysie. Dostała kilka wskazówek jak "zneutralizować" Wojtka i przy dopingu publiczności i uwagach, że w tym wieku to chłopcy jeszcze uciekają udało jej się zakolegować z Wojtkiem. Co ciekawe kiedy w pewnej chwili zainteresowała się młodszym Krzysiem i prowadziła go po ogrodzie pojawił się Wojtek i zabrał Krzysia :)
Potem dzieciaki pod okiem taty pana młodego uczyły się grac w ping-ponga. A kiedy im się to znudziło Wojtek podszedł do Gabrysi z pomysłem na nową zabawę.
-A może zbudujemy dom z patyków?
Na co Gabrysi z lekkim oburzeniem wymachując znacząco ręką powiedziała:
-Przecież nie mamy wiertarki, śrubek, młotka
Nie daliśmy rady z Gosią, śmialiśmy się strasznie, mały był lekko zbity z tropu, ale dał radę i poprowadził Gabrysię do stosu patyków. Rozebrali przy budowie domku ławeczkę, ale gdy w pewnym momencie koncepcje budowy zaczęły strasznie się różnić powiedział Ty sobie usiądź i odpocznij, a ja będę budował Proszę, jaki podział obowiązków. Potem były zjazdy z górki na worku od śmieci i karimatach. Koło 18 pojechaliśmy do Łodzi. większą część trasy mała przespała, a kiedy już dojeżdżaliśmy pytała daleko jeszcze? Kiedy poinformowaliśmy ją, że już widać Łódź, nie ucieszyła się, tylko stwierdziła, że przecież nie widzi swojej klatki i jest z tego powodu niezadowolona. Usnęła szybko, a kiedy w nocy przyszedłem do niej i po wysadzeniu i odłożeniu do łóżeczka powiedziałem, że ją kocham na śpiąco odpowiedziała Wiem.





Tata
PS. Dziękujemy Bartkowi i Magdzie za zaproszenie na wesele oraz dziadkom Gabrysi, którzy z nami pojechali i pomogli zapanować nad całą wycieczką.
PS1. Wiem, że mieliśmy napisać wcześniej, ale ze względów logistycznych się nie dało :)
16.07.2009 :: 11:07 | Link | Wypowiedziały się już (4)osoby

Szybki konkurs:
Jakie miasto miała na myśli Gabrysia mówiąc "Sikajło"?
Rodzice